czwartek, 24 marca 2011

My Aktywni – Bogumiła Jurczyńska

Po co wychodzić z domu i mierzyć z przeciwnościami? Skąd czerpać siły do walki o samodzielność? A może po to, żeby pomagać innym?... Przedstawiamy panią Bogusię, kobietę, która pomimo poważnego uszkodzenia wzroku i słuchu, pozostaje wciąż aktywna.

Pani Bogusia uczestniczy w spotkaniach Makroregionu Północno-Zachodniego naszego projektu. Dała się tam poznać, jako osoba, która „lubi i potrafi słuchać, uczyć się, bawić, pomagać innym”.

My szukaliśmy osoby głuchoniewidomej, znającej osobiście problemy tego środowiska, a przy tym aktywnej i pełnej dobrej energii. Potrzebowaliśmy bowiem osoby, która mogłaby stać się „wizytówką" projektu. Znad morza przyszedł głos: pani Bogusia będzie najlepsza! Zapewniano gorąco, że jest to doskonała kandydatka.

Pani Bogusia zgodziła się z nami spotkać i opowiedzieć swoją historię. Wzięła udział w sesji fotograficznej i wystąpiła przed kamerą. Napisała także kilka słów o sobie, swoim dotychczasowym życiu i obecnych zajęciach. Z dumą przedstawiamy owoce naszej współpracy.

Mamy nadzieję, że pani Bogusia zdobędzie teraz także Waszą sympatię i że będzie natchnieniem do podejmowania nowych wyzwań.


„Moje życie zwyczajne” napisała Bogumiła Jurczyńska

Urodziłam się na wsi i cały czas tutaj mieszkam. Lubię to swoje małe miejsce na ziemi, mój mały domek i swój ogródek. Problem ze wzrokiem mam od urodzenia – wysoka krótkowzroczność. Zmorą mojego dzieciństwa były grube i ciężkie okulary. Nie miałam żadnych innych specjalnych pomocy. Moim jedynym „przywilejem" było siedzenie w pierwszej ławce przez wszystkie lata nauki szkolnej, ale ja przecież i tak z tablicy nic nie dałam rady przeczytać, zaglądałam przez ramię do zeszytu koleżanki, z którą siedziałam.

Lekcje odrabiałam przy lampie naftowej, bo na ,,nowych wybudowaniach" elektryfikację przeprowadzono dopiero w 1969 roku. Mimo tych trudności uczyłam się dobrze, zawsze przynosiłam świadectwo z czerwonym paskiem. Lubiłam być aktywna - należałam do szkolnego chóru, byłam drużynową w harcerstwie i gospodarzem klasy.

Po ukończeniu ósmej klasy w poradni pedagogicznej radzono mi, abym na dalszą naukę wybrała sobie szkołę, w której ,,dużo w książkach nie trzeba będzie siedzieć". Oczy miałam bardzo osłabione. Do dziś pamiętam, jak kierowniczka zakładu fryzjerskiego, gdzie próbowałam załatwić sobie praktyki powiedziała: ,,Z takim wzrokiem nie możemy cię przyjąć, bo kładłabyś się na klientki ".

A ja marzyłam, żeby zostać przedszkolanką lub nauczycielką. Niestety!

Gdy miałam 18 lat udało mi się znaleźć zatrudnienie. Prowadziłam klub dla młodzieży. Bardzo lubiłam tą pracę, ale moje oczy się zbuntowały – wylew do siatkówki, po 2 latach następny i „moja” okulistka powiedziała: ani dnia dłużej! Szczęściem w nieszczęściu było to, że przepracowałam 5 lat i mogłam dostać chociaż skromną rentę.

W 1981 roku wyszłam za mąż, a rok później wielka radość – urodziłam śliczną, zdrową córkę.

Gdy zapisałam się do Polskiego Związku Niewidomych, nie chciałam być tylko biernym członkiem. Zaczęłam pomagać i angażować się w pracę zarządu. Lubiłam być między ludźmi, jeździłam na każdą wycieczkę, na turnusy rehabilitacyjne, na szkolenia. Miałam dużo znajomych i spore grono przyjaciół.

Gdy mąż zachorował i też musiał przejść na rentę, żyło się nam ciężko. Udało mi się zatrudnić w Zakładzie Pracy Chronionej. Brrr ! Przykre wspomnienia. Udało mi się wytrwać 4 lata.

Trzy lata temu dopadła mnie choroba nowotworowa. Wtedy przekonałam się co znaczy mieć kochającą rodzinę i oddanych przyjaciół – zrobili prawdziwy ,,szturm do nieba" z prośbą o moje zdrowie i chyba się im udało, bo na razie jest dobrze.

Od 7 lat jestem przewodniczącą Powiatowego Koła PZN. Dużo pracy, ale i satysfakcja ogromna, gdy uda się komuś pomóc.

Cieszę się, że zmienia się nastawienie społeczeństwa do osób niepełnosprawnych. Jest już teraz dużo specjalistycznego sprzętu. Mnie pomaga „gadający" komputer, czytający SMS-y telefon, czytak książek mówionych, udźwiękowiony ciśnieniomierz i lupa elektroniczna. Medycyna też zrobiła wielki postęp. Ja moje grube okulary mogę chociaż na kilka godzin dziennie zamienić na szkła kontaktowe.

Na początku ubiegłego roku do naszego koła PZN przyjechali przedstawiciele Pomorskiej Jednostki Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, aby wyłonić spośród członków koła osoby z dysfunkcją wzroku i słuchu. Takim trafem rozpoczął się w moim życiu nowy rozdział, zostałam członkiem TPG.

Od 8 lat mam stwierdzony ubytek słuchu w stopniu znacznym, noszę aparat słuchowy. Dzięki współpracy z TPG moje życiowe akumulatory zostały doładowane dodatkową, pozytywną energią. Spotkałam tu wielu wspaniałych ludzi, którym leży na sercu niesienie pomocy ludziom głuchoniewidomym. Ja też taką pomoc otrzymałam.

Swoje smuteczki i kłopoty staram się odkładać ,,na dno szuflady". Zawsze staram się myśleć o ludziach , którzy mają gorzej ode mnie i skupiam się na tym, aby chociaż niektórym z nich pomóc.

Mam jeszcze takie jedno osobiste marzenie, aby doczekać się wnucząt, a że na razie się nic nie zapowiada, to muszę się jakoś trzymać :).

Opracowanie: Katarzyna Gromadzka
Źródło: http://mojapraca.org.pl/index.php?view=news&review=7


Projekt „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.” współfinansowany jest ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.
Więcej na stronie: www.mojapraca.org.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz