W dniach 13-17 września, na Mazurach, odbył się naprawdę wyjątkowy rejs. Fundacja Anny dymnej „Mimo Wszystko” zorganizowała go dla 10 niepełnosprawnych uczestników oraz wspierających ich wolontariuszy.
Uczestnicy musieli wywalczyć sobie udział w rejsie, pisząc list w którym przekonywali dlaczego to właśnie oni powinni popłynąć i zdobyć do „Małe Kilimandżaro”. Konkurencja była duża, ale udało się! Jednym z 10 laureatów był nasz podopieczny Karol Klein, z Gdyni. Jednym z 5 wolontariuszy-pomocników sterników byłam ja, Marta Mietlicka, wolontariuszka PJW TPG. Razem stanowiliśmy więc silną reprezentację TPG na tak ważnym i medialnym rejsie.
Karol przybył na rejs w poniedziałek, prosto z zawodów sportowych, które odbywały się w weekend w Gdańsku i Szczecinie. Po oficjalnym rozpoczęciu rejsu, przedstawieniu wszystkich uczestników, wolontariuszy, pomocników sterników oraz sterników rozpoczęliśmy nasz rejs. Po rozpakowywaniu bagaży, wywiadach dla mediów oraz pierwszym jachtowym obiedzie wypłynęliśmy z Portu Stranda w Giżycku w kierunku Sztynortu. Karol trafił do bardzo roześmianej i umuzykalnionej załogi. Od pierwszych chwil na twarzy gościł ogromny uśmiech – żeglarstwo szybko podbija podatne serca.
Pierwszym odwiedzonym portem był Sztynort, gdzie wieczór spędziliśmy przy ognisku. Pogoda we wrześniu na mazurach już nie rozpieszcza, więc ogrzewaliśmy się przy ogniu śpiewając szanty i poznając się lepiej. Kolejno odwiedziliśmy Węgorzewo, Port Kal oraz Kietlice, skąd wróciliśmy, ja do rodzinnych obowiązków, Karol na kolejne zawody, do Grudziądza.
Atmosfera rejsu z każdym dniem zmieniała się, z każdym dniem poznawaliśmy się lepiej, oswajaliśmy się coraz bardziej ze swoimi lękami, zdobywaliśmy nasze indywidualne Kilimandżara. Dla niektórych był to lęk przed wodą, pogodą, przechyłami, nieznanym towarzystwem, obcymi miejscami. Zawiązywały się przyjaźnie, rosło zaufanie… żeglarstwo zbliża i wiąże. Nie można tego zrozumieć ani wytłumaczyć słowami – by to zrozumieć i poczuć trzeba popłynąć. Dlatego trzeba było być na tym rejsie by zrozumieć jaka zmiana zaszła w każdym z nas przez zaledwie kilka dni, jak bardzo poczuliśmy się grupą, załogą, rodziną.
Ja na mazurach poznałam nową ekipę wspaniałych, pełnych energii i zapału ludzi, zaprzyjaźniłam się z Fundacją, której poczynania śledziłam i chciałam poznać „od kuchni”, opowiadałam o naszym TPG, zżyłam się z załogą i zawiązałam przyjaźnie oraz znajomości, które mam nadzieję, nie skoczą się wraz z końcem rejsu.
Karol poznał żeglarstwo, oswoił się z przechyłami, których na początku nieco się bał, nauczył sterować, wiązać węzły oraz zyskał promienny uśmiech, który pojawiał mu się na twarzy za każdym razem gdy pytano, czy na pewno nie żałuje, iż na rejs się wybrał.
Był to rejs wyjątkowy i niepowtarzalny. Wszyscy mamy nadzieję, że nie ostatni!
Tekst: Marta Mietlicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz