piątek, 18 października 2013

Relacja z Gdyńskiego Dnia Uśmiechu ;)

Deszczowo, niezbyt ciepło i chodząc po błocie, ale z uśmiechami na twarzach i w dobrych nastrojach. Tak upłynął Gdyński Dzień Uśmiechu dla osób z niepełnosprawnością zorganizowany 28. września przez Fundację Podróże bez Granic w partnerstwie z Adventure Park Gdynia Kolibki i Pomorską Jednostką Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym.

Dla mnie był to swoisty powrót w szeregi TPG. Po przeprowadzce ze wsi do małego miasteczka możliwość kontaktu z Trójmiastem wzrosła kilkukrotnie i tylko czekałem na jakiś event, na który można by się wybrać. Po półtoragodzinnej jeździe autobusem dotarcie do Gdyni Orłowo nie nastręczało wielu problemów, zwłaszcza, że można sobie sfotografować spis stacji SKM wiszący w przedziale kolejki. :-) Gdy z miejsca zbiórki dotarliśmy do Adventure Park okazało się, że jest ktoś, kto chce nam popsuć zabawę – pogoda ze swoją czarną chmurą posyłającą w nas strugi deszczu. Ale, od czego ma się parasol, niech tam sobie pada. Na szczęście przysłowiową pompę uświadczyliśmy z dwa, może trzy razy, a tak to nawet słonko nieśmiało zaglądało na teren pikniku i można było rzucić się w wir atrakcji.

Już na starcie natknąłem się na jedną z osób, które kilka lat temu zrekrutowały mnie do TPG tak, więc dzień zaczął się od miłej niespodzianki i pogaduch przy herbatce i kiełbasce z grilla chroniąc się przed deszczem. Z wielu atrakcji i zabaw, w jakich można było wziąć udział nie sposób było załapać się wszędzie, także pozostało iść na żywioł i zobaczyć, na co uda się zapisać. A można było na przykład wziąć udział w konkursie strzeleckim zarówno posługując się wiatrówkami jak i bawiąc się w Robin Hooda czy innego elfa. Przejażdżki quadami, zjazd tyrolkami, paintball to tylko część wyzwań, jakie czekały na uczestnika Dnia Uśmiechu.

Osobiście udało mi się kilka razy strzelić z łuku, zapoznać się bliżej z sympatycznym konikiem i co najważniejsze wsiąść w uprząż, założyć na głowę kask i zjechać tyrolką.

Taki zjazd na Inie to nie lada frajda i to nie tylko dla młodszej części uczestników. Siedzisz w uprzęży, trzymasz linkę i zastanawiasz się, kiedy nie zdążysz zobaczyć podestu i łupniesz w niego nogami, co się oczywiście nie zdarza, bo nawet przy mojej krótkowzroczności nie miałem problemu z „parkowaniem” na kolejnych przystankach jazdy, a same podesty okazały się być obite miękką gąbką i nie było szans zrobić sobie krzywdy. Po lądowaniu miało się ochotę zakrzyknąć „Ja chcę jeszcze raz!”, jak jeden osiołek z pewnej znanej bajki:-).

Gdy piknik zbliżał się ku nieuchronnemu zakończeniu nadszedł czas na swoisty punkt kulminacyjny, w którym niezwiązani z TPG wolontariusze mieli okazję wcielić się w rolę osoby niepełnosprawnej. Domyślam się jak musiał się czuć kolega z opaską na oczach i moją białą laską w dłoni usiłujący iść badając drogę zwłaszcza w rozmiękczonej deszczem glinianej nawierzchni.

Wolontariuszy było z resztą całe stadko i praktycznie bezproblemowo można było dostać się do wybranego punktu parku, gdy nie miało się przy sobie własnego przewodnika. Jestem jak najbardziej za tego typu zabawami integracyjnymi. Osoba niepełnosprawna musi wyjść do ludzi, nie może siedzieć w domu i tylko w Internecie śledzić, co się w świecie dzieje. Ja uznaję Dzień Uśmiechu za świetne zwieńczenie lata, dzięki któremu na dobre odzyskałem kontakt z Pomorską Jednostką TPG.

Paweł

Chętnych zapraszamy serdecznie do obejrzenia galerii zdjęć z imprezy.
Fotografował dla nas Marek Michalak oraz IJS :) 

LINK DO ZDJĘĆ Z IMPREZY

poniedziałek, 14 października 2013

ANDRZEJ GRZENIA O SWOJEJ MORSKIEJ WYPRAWIE...



Po przygodach podczas pierwszego rejsu żaglowcem Zawisza Czarny, zaraziłem się wspaniałą atmosferą i współpracą wszystkich osób biorących udział w takich wyprawach. Nieważne czy widzisz czy nie - ale obowiązki masz te same - zmywanie naczyń, obieranie ziemniaków, szorowanie kibla, czy wciąganie lin podczas stawiania żagli oraz sterowanie statkiem.
 

Więc wybrałem się w następny rejs, który trwał 10 dni. Podczas pierwszego miałem obawy, że jestem ślepcem, ale ta właśnie wyprawa dała mi wiarę, że będąc osobą niewidomą mogę osiągać cele wyznaczone przez siebie, a nie widzę tylko 7 lat i jest dla mnie trudne by się nauczyć żyć z taką niepełnosprawnością.


Wyjazd na 3 etap organizowany przez fundację "GNIAZDO PIRATÓW" zaczęliśmy w Warszawie, skąd dojechaliśmy do Antwerpii i tam weszliśmy na statek, by dopłynąć do Gdyni. Wyjechaliśmy w sobotę 24 sierpnia o godzinie 15, a do Antwerpii dotarliśmy na drugi dzień o godzinie 9:30. Cała droga zleciała szybko i wesoło. Już w autobusie podzielono nas na wachty. Dowiedzieliśmy się więc, kto, z kim i w jakiej wachcie będzie przed samym wejściem na żaglowiec. Ja trafiłem do wachty 1, odpowiadaliśmy za pierwsze żagle na dziobie. Od razu po odłożeniu własnych plecaków dostaliśmy zadanie postawienia i rozpalenia grilli, również ustawienia stołów na nabrzeżu, gdzie o 13 mieli przybyć europosłowie. Gdy zadanie zostało wykonane, można było się przejść i zwiedzić okolice, co większą grupką uczyniliśmy. Dzień zleciał wspaniale i szybko, zapewne dzięki temu, że miałem jeszcze wachtę przy trapie. Następny dzień, jak zwykle zaczął się od apelu i podniesienia bandery a potem śniadanie i prace zlecone przez bosmana. Po wykonaniu, bosman odbierał albo zlecał poprawki, więc wszyscy mieli zajęcie. Następnie, w wolnym czasie - szkolenia przy obsłudze żagli, ja pierwszy raz na dziobie i to było wspaniałe, chodzenie po linach na samym dziobie gdzie się rozwija, klaruje żagle, fantastyczna przygoda, tylko jak to będzie na pełnym morzu? Czas minął i następnego dnia jest, jak co dzień, w wolnych chwilach można ponowie zwiedzić okolice oraz kupić, co potrzebne. Idąc z grupką wachty trafiliśmy do sklepu z polskim towarem i po chwili okazało się, że obsługa pochodzi z Polski - zaczęły się rozmowy, zakupy miały trwać 30 minut, a trwały ostatecznie 2 godziny. Po powrocie był obiad i przygotowanie żaglowca do opuszczenia portu. Więc odbijamy, wachta w jakiej jestem, odpowiada za pierwsze dwie cumy na dziobie, wciąganie i wyrzucanie na nabrzeże oraz klarowanie cum na pokładzie. Wszystko poszło sprawnie i płyniemy, na razie kanałem, później rzeką, trwa to około 14 godzin. Następnie wpływamy na Morze Północne gdzie obieramy kurs na port w Dani, Skagen. Po dłuższym czasie gdy wpłynęliśmy na otwarte morze było widać kilka osób z głowami za burtą…choroba morska, a buja mocno, fale przelatują przez burty, jest trudno ale wspaniale. Czeka mnie jeszcze „psia wachta” od 24 do 4 w nocy i mam nadzieje, że stanę za sterem. Kolejnego dnia kołysze słabiej, a wiatr wieje od rufy i alarm do żagli, wszyscy w szelkach i przypięci na miejscach, stawiamy latacza, pierwszy żagiel od dziobu, jest dobrze, płyniemy tylko na żaglach, silnik ucichł. Płyniemy dalej i jeszcze w kołyszącym morzu łapie mnie wachta kambuzowa. Odpowiadamy za posiłki i porządek w kuchni, obiad dziś tylko jednodaniowy, zupa niestety by się wylała, zbyt mocno kołysze. Okazało się, że kołysanie sprawia duże trudności przy zbieraniu i wynoszeniu naczyń do pomywania, ale to właśnie uroki morza. Po czterech dniach powoli dopływamy na miejsce i przed przycumowaniem zwijamy żagle, w końcu jesteśmy w porcie Skagen. Kto miał wolny czas wyszedł na brzeg i zwiedzał okolice, nareszcie twardy grunt pod nogami. Lecz czas zleciał szybko i rankiem następnego dnia, odbijamy, cel następny - port na Bornholmie. Bałtyk przywitał nas sztormem, jest trudno, kołysze mocno i trudno utrzymać się na nogach, ale jest to warte wspomnień. Nie było widać czy ktoś widzi czy nie, pomoc była zawsze i wszyscy jak jedna dłoń trzymali się razem. Już po 3 dniach jesteśmy w porcie na Bornholmie. Znowu drobne zakupy i zwiedzanie okolicy, a wieczorem gitara i śpiewy, atmosfera wspaniała. Lecz następnego dnia po śniadaniu odbijamy, następny port to Hel i zbliża się koniec przygody. W porcie na Helu szorowanie żaglowca, klarowanie lin i sprzątanie wraz z pakowaniem własnych bagaży. Na drugi dzień opuszczamy żaglowiec "Zawisza Czarny" i prócz własnych plecaków zabieram z sobą wspaniałe wspomnienia, jakie utkwią mi w pamięci, więc dziękuję organizatorom i osobom które mi pomogły, AHOJ może się kiedyś spotkamy na pełnym morzu. 
 

Jendrek 
 

Zachęconych do przygód zapraszam na stronę:
https://www.zobaczycmorze.pl/




rejs opisany przez Andrzeja ilustruje niebieska linia na mapce